gdy wiem że nie ma powrotu
przechodzę na nieistniejącą stronę podwórka
wracam w cień drewnianej budy krytej papą
pod murek zarośniety zielskiem
gdzie robaczki budują pałace
wracam dmuchać w dmuchawce pod słońcem
zadzierać głowę w poszukiwaniu
bezpiecznego domu
poza granicą cienia
w słonecznej kąpieli
wirują miriady najdrobniejszych znaków
kurz i pył
oddycham tym co dane na chwilę
w głębokiej studni podwórka
tonę bezpiecznie
pod okiem rodzinnych okien
ten czas się nie kończy
to moje myśli zatoczyły okrąg
pamiętam wszystkich was
którzy dziś nie posiadacie ust
chcę wyrzeźbić w bryle wieczności
wasze kształty by ożyły
jeszcze raz na chwilę
każdy pragnie wracać tam gdzie zostawił szczęście
gdzie rosną banały
do odpustowych krain pamięci kolorowych